Spotkanie z koleżanką

Dzisiejszego dnia idąc sobie ulicą spotkałam koleżankę ze szkolnych lat. Okazało się, że obie mamy dzień wolny od pracy, więc postanowiłyśmy to wykorzystać i zakamuflować się na jakiejś mało widocznej ławeczce w parku po to, aby powspominać stare dobre czasy. Początek rozmowy nie bardzo nam się kleił. To jednak ładnych parę lat, kiedy się nie widziałyśmy. Ale małymi kroczkami od słowa do słowa udało nam się rozpocząć dialog.
Słońce grzało dość mocno, pieski szczekały gdzieś w oddali, a nad głowami rozlegał się wścibski świergot naszych milusińskich wróblowatych. Nic nie mogło jednak odwrócić naszej uwagi od nas samych. Tak, właśnie – byłyśmy tak bardzo zajęte rozmową, tak bardzo wpatrzone w siebie, tak zaciekawione swoimi postaciami, jakbyśmy były dla siebie co najmniej przybyszami z obcej planety i robiły wywiad z obcą istotą. Tak właśnie – takie było nasze zachowanie. Wydaje mi się, że spowodowane przede wszystkim faktem, że nie widziałyśmy się na prawdę bardzo dawno, a co dopiero rozmawiać ze sobą. Jednak, jak to bywa u istot jakby rozumnych, dałyśmy radę i spotkanie nie powiem – przebieg miało zupełnie sympatyczny.
Koleżanka mówiła więcej ode mnie ( na prawdę duuużo więcej ). W zasadzie, ona mówiła, a mi gdzieniegdzie udało się wtrącić zdanie. Zważając na fakt, że zaczął pobolewać mnie ząb, nie przeszkadzało mi zupełnie to, że ona przejęła dialog. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego potoku słów z jej strony. Tym bardziej, że nie widziałyśmy się latami i zrobiłyśmy się dla siebie niestety obce. Ona opowiadała o wszystkim. O swoim nieudanym związku, o swoim udanym związku, o swoich rodzicach, dzieciach, teściach przyszłych, przeszłych i teraźniejszych. Opowiadała o chorobie swojej mamy, o pracy swojego ojca. Pytała mnie nawet, czy nie wiem jak zgłosić dziecko do reklamy bo ma taki pomysł i chce go koniecznie zrealizować. Opowiadała o swojej pracy, o tym jak ją mąż zostawił. Mówiła też dużo o swoich dzieciach – dało się wyczuć, że jest z nich bardzo dumna.
Siedziałyśmy tak i siedziałyśmy. Minęła kolejna godzina i jak na złość mój ząb stracił cierpliwość. Nie dałam rady.Twarz zrobiła się jakby okrąglejsza. Cóż począć, trzeba się pożegnać.Przyznam, iż nie byłam z tego powodu zadowolona. Spotkanie z koleżanką na prawdę przebiegało w miłej atmosferze i gdyby nie ból zęba, z chęcią posiedziałabym jeszcze. Niestety, powiedziałyśmy sobie „do widzenia” , umówiłyśmy na następne spotkanie i każda poszła w swoją stronę.
Sęk w tym, że moja strona , zamiast do domu na obiadek, wypadła do stomatologa na fotel. Rety jaki to był ból. Ogólnie jestem twardziel i mam wysoki próg bólu. Ten ząb przerósł jednak moje możliwości. Myślałam, że wyrwę oparcia z fotela stomatologicznego, jak Pani Doktor ząb dotknęła. A co dopiero coś z nim zrobić ! Na szczęście cudem jakimś udało się podać zastrzyk i bolący problem został częściowo zlikwidowany – do następnej wizyty oczywiście.
Tak minął dzisiejszy dzień. Sympatyczne spotkanie z koleżanką, kontra niemiła zębowa przygoda. Cóż – takie jest życie i najpiękniej brać je z uśmiechem na twarzy bez względu na okoliczności.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here